Napisał
mi, że jest w szpitalu pod kroplówką, a on sam nie wie co mu jest.
Wie tylko, że będzie tam jeszcze przez jakiś czas. Kiedy się o
tym dowiedziałam, przeraziłam się. Dlaczego jest w szpitalu!? Co
mu jest?! Masa pytań zaprzątała mi głowę w tamtym momencie.
Pośród tych wszystkich pytań nasunęła się jedna myśl. Muszę
mu jakoś pomóc, być przy nim. Wiedziałam, że będę mieć
wielkie kłopoty, ale nie mogłam tego tak zostawić. Musze przy nim
być, choćby nie wiem co. W przeciągu paru sekund ułożyłam
prosty zarys planu. Pierwsze co to dane osobowe i adres szpitala.
Więc póki jeszcze był spytałam o jego pełne imię i nazwisko.
Wiem, że nazwa się Mateusz, ale nazwisko będzie mi potrzebne w
recepcji. Po chwili odpisał mi że nazywa się Mateusz Nora.
Spytałam jeszcze o nazwę szpitala i jego adres. Zdziwił się po co
mi ta informacja, ale koniec końców mi powiedział. Był to szpital
Uniwersytecki na ulicy Nowogrodzkiej. Wszystkie te dane zapamiętałam,
ale w razie czego zapisałam je na kartce by nie zapomnieć. Zdążyłam
dowiedzieć się tylko tyle bo kilka sekund po napisaniu nazwy
szpitala i tego bym się nie martwiła, zniknął. Dobrze, że zdążyłam
zebrać wszystkie potrzebne informacje – pomyślałam. Zaczęłam
rozbudowywać zarys planu.
Po pierwsze, wiem, że rodzice mnie za to zabija. Lepiej nie wracać wcale.
Po pierwsze, wiem, że rodzice mnie za to zabija. Lepiej nie wracać wcale.
Codziennie
awantury, szarpaniny,... Psychika mi już dawno siadła. Nie miałam
nikogo. Byłam z tym wszystkim sama. Każdy z kim próbowałam się
zakolegować już na samym początku wbijał mi nóż w plecy. Więc
odpuściłam to sobie. Pomyłka, nie byłam tak do końca sama. Była
ze mną samotność. Ale miałam już jej serdecznie dość, już jej
nie wytrzymywałam. Wtedy pojawił się ON. Rozumiał mnie, bo sam
miał bardzo podobna sytuację. Rozumieliśmy się bez słów.
Zupełnie jakby jedno siedziało w głowie drugiego. Przez to
właśnie wiem, że nie kłamał. Tylko taka osoba, która przeszła
podobne lub takie same sytuacje potrafi zrozumieć taka osobę jak
mnie bez słów. I tu właśnie tak było.
Ale
wracając. Plan miałam już prawie gotowy. Spakować do plecaka
pieniądze, kartę z adresem, legitymację, coś na ząb i wodę.
Nastawiłam budzik na 4.30 na jutro. O 6 miałam mieć autobus do
Poznania, następny byłby dopiero na następny dzień. Trochę się
bałam jak się odnajdę w mieście w którym nie byłam, a tym
bardziej jak dotrę na miejsce skąd mogłabym wsiąść w bus do
Bydgoszczy. Ale to nie czas na przejmowanie się takimi głupotami.
Jeszcze tego samego dnia wzięłam prysznic i położyłam się spać.
Następnego dnia wstałam jak zaplanowałam. Budzik obudził mnie
punktualnie i całe szczęście tylko mnie. Podczas gdy "rodzice"
smacznie spali poszłam się umyć, przebrać, dopakować kilka
najpotrzebniejszych rzeczy zachowując przy tym pełna ciszę by
nikogo nie zbudzić. Wróciłam się tylko do pokoju po torbę z
rzeczami, oraz kurtkę i buty. Spojrzałam na zegarek 5.20. Zdążę
pomyślałam. Zarzuciłam torbę na ramię, a obuwie i kurtkę
wzięłam w rękę. Nie mogłam ubrać się całościowo w domu bo
ryzykowałabym tym, że ktoś może się obudzić w każdej chwili.
Wyszłam, wyjęłam z torby klucze i zamknęłam drzwi. Ubrałam
szybko buty następnie pobiegłam w stronę windy. Ta przyjechała w
parę sekund. Podczas jazdy windą ubrałam się do końca. Wyjęłam
z torby czapkę, rękawiczki i szalik, bo o tej porze może być
bardzo chłodno. Kiedy znalazłam się na dole była godzina 5.30, na
piechotę nie zdążę... Zadzwoniłam po taksówkę. Przyjechała w
8 minut. Kierowca starał się ukryć fakt, że dziwi go gdzie
dziewczyna w moim wieku wybiera się o tej porze. Podczas całej
drogi poza podaniem adresu docelowego nie odzywam się, on również
za co byłam wdzięczna. Wolałam unikać rozmowy na ten jakikolwiek
inny temat. Ale mniejsza. W 6 minut znalazłam się na miejscu. Wyszłam z taksówki i moim oczom ukazał się jeden jedyny średniej
wielkości bus. Podbiegłam do niego upewnić się czy to na pewno
aby ten. Wszystko się zgadzało. Nie byłam tam sama. Były jeszcze
3 osoby, które miały ze mną jechać. Do odjazdu zostało jeszcze
trochę czasu, więc usiadłam na ławce i czekałam. 5 minut przed
odjazdem kierowca wpuścił mnie i pozostałych pasażerów do
środka, tam już przeczekaliśmy do 6. Wyjechaliśmy punktualnie.
Droga była dość długa i nieubłaganie się ciągnęła. Na
miejscu powinnam być o 9.30. Pół drogi przespałam, gdyż
obudziłam się w połowie, a potem już zasnąć nie mogłam. Wciąż
myślałam jak się czuje Mateusz, dlaczego jak o tym myślę tak
mnie boli serce. Po tych moich długich rozmyśleniach dojechaliśmy
w końcu na miejsce. Chwilę zajęło mi zanim zorientowałam się
gdzie pójść by się czegokolwiek dowiedzieć. Potrzebowałam
informacji, nie zajęło mi długo znalezienie jej. Spytam się
mężczyzny skąd wyjeżdżają busy i o której będzie najbliższy.
Najbliższy bus będzie za 10 minut i odjedzie z przystanku z ulicy
Karmelowej - odpowiedział. Powiedział mi również, że aby tam
dojść muszę wejść po schodach na górę, tam przejść po pasach
przez ulicę, zejść po schodach, za zakrętem skręcić w prawo i
będę ma miejscu. Zrobiłam wszystko dokładnie tak jak mi
powiedział. Kiedy dotarłam na miejsce zobaczyłam przystanek.
Miałam jeszcze 2 minuty w zapasie. Nikogo o dziwo nie było na
przystanku, siedziałam tam sama. Siedziałam tak chwile, po czym
wyjęłam telefon by dowiedzieć się która godzina. Szlag. Bus miał
być 7 minut temu , a wciąż go nie ma. Starałam się sama siebie
uspokoić mówiąc, że przecież każdemu zdarza się spóźnić.
Ale on już nie przyjechał. Zobaczyłam na rozpiskę, następny
dopiero miał być dopiero za 3 godziny!!! To mnie załamało, nie
wiedziałam czy gdzieś iść czy czekać bo może ten spóźniony
się pojawi. Postanowiłam zaczekać. W tym czasie znów myślałam.
Co z nim? Czy jego stan się nie pogorszył? Cały czas się o to
bałam. Zastanawiało mnie również to jak to wszystko się
odbędzie. No jakby nie patrzeć znaliśmy się tylko z internetu i
widzieliśmy tylko swoje zdjęcie. Na myśleniu o wszystkim i o
niczym minęły mi te koszmarne 3 godziny. Bus na który czekałam
przyjechał punktualnie. Teraz jeszcze tylko 2 godziny jazdy i będę
już prawie na miejscu. W czasie podróży coraz bardziej
denerwowałam się tą całą sytuacją, aż w końcu dojechałam.
Dotarłam do Bydgoszczy. Wysiadłam z busa i natychmiast zadzwoniłam
po taksówkę. Po chwili przyjechała i w kilka minut znalazłam się
pod szpitalem. Niby wszystko się zgadza... Zapłaciłam i poszłam
do recepcji. Tam podałam jego dane, a recepcjonistka podała mi
numer pokoju po zapisaniu moich. Jego pokój znajdował się na 3
piętrze. Weszłam do windy by jak najszybciej się tam dostać.
Potem wystarczy znaleźć pokój nr 21. Dość szybko mi się to
udało.
Na
korytarzu przed pokojem nikt nie stał, więc pomyślałam, że jeśli
nie ma nikogo tutaj to pewnie jest tam środku. Poczekałam chwilę,
spojrzałam na zegarek, wskazywał 15.30. O tej porze raczej powinien
być sam. Zresztą nie po to zrobiłam to wszystko, żeby teraz
siedzieć pod salą. Przekonałam się, podeszłam do drzwi i lekko
zapukałam. Usłyszałam z drugiej strony lekkie 'proszę'.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam go. Nogi się pode mną ugięły,
upadłam, a do oczu naleciały łzy. Widziałam mojego przyjaciela
podłączonego pod kroplówkę, bladego jak duch. Kiedy weszłam
zobaczyłam na jego twarzy zdziwienie i niedowierzanie.
Char
- zapytał. - To ty?
Ahi nawet nie wiesz jak mi cię brakuje...